ZAMKNIĘTA - Burrito Boys w Warszawie - nasza opinia z niby meksykańskiego fastfooda
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Meksykańska kuchnia ewidentnie jest w fazie rozkwitu. Co jakiś czas pojawia się nowe miejsce serwujące dania kuchni meksykańskiej. A przynajmniej tak się wydaje właścicielom. Jakiś czas temu pojawiło się w Warszawie nowe miejsce - „Burrito Boys" serwujące „szybką meksykańską kuchnię", także w dostawie. Odwiedziny przekonały nas, że kuchnia może i jest szybka ale na pewno nie meksykańska. Sama nazwa „Burrito Boys" jest bardzo kusząca i wydawałoby się, że miejsce specjalizuje się w sycących daniach w dobrym smaku za przystępną cenę. Jedyne, co nam się spodobało to przystępna cena... ale chyba jednak coś za coś... chcesz zjeść dobrze – trzeba zapłacić.
Lokalizacja:
Miejsce jest dobrze zlokalizowane, przy ulicy Wolskiej. To bardzo ruchliwa ulica i do wielu miejsc mogą dotrzeć dość szybko zanim jedzenie wystygnie – warto nadmienić, że specjalizują się również w dostawach.
Trochę o wnętrzu:
Wystrój nawiązuje do klimatów meksykańskich, wewnątrz bardzo kolorowo. Niestety dość ciasno, lokal bardzo mały, stoliki można policzyć na ręce jednej dłoni. Kuchnia jest elementem sali, a dania przygotowywane są na oczach klientów. Przekłada się to niestety na zapachy, jakie rozchodzą się z kuchni i opanowują każdy zakamarek części jadalnej. Po opuszczeniu Burrito Boys ciuchy musiały iść bezpośrednio do prania. Jednym słowem - lepiej zamówić do domu, ale wtedy nie będzie już takie gorące i świeże.
Zapachy nie były zbyt przyjemne, a wręcz uciązliwe.
Plusem jest menu, jakie wisi na ścianie, wszystkie serwowane potrawy są opisane na tabliczkach, do tego są zdjęcia, które pokazują jak wyglądają w rzeczywistości. Osoby nieznające kuchni meksykańskiej, które gubią się w nazewnictwie, mogą bez problemu wskazać nawet palcem: „chce to, bo mi się podoba".
Ale do zamówienia:
Zamówiliśmy sobie zupę o ciekawej nazwie „na kaca". Wprawdzie kaca nie mieliśmy, ale sama nazwa zaintrygowała i chcieliśmy ją spróbować. Bardzo pikantny bulion o mocnym limonkowym smaku. W zupie znajdziemy jeszcze tortillę (ponoć są dwie wersje zupy: z tortillą miekką i tortillą twardą – tak zwanymi nachosami). Dostaliśmy zupę z miękkimi. Nawet nas nie zapytano, z jakimi chcemy - z góry założono, że miękka będzie najlepsza. To, co dostaliśmy było już rozmoknięte. Nawet nie przypominało rozgotowanego makaronu. Zupa ogólnie bardzo kwaśna i bardzo pikantna. Jeśli chodzi o stopień ostrości to fajna, na kaca OK, tylko, że kwasowość tej zupy była jednak przesadzona. Coś jakby wsypać torebkę kwasku cytrynowego do talerza z rosołem, zamieszać, dodać łyżkę pieprzu cayenne i pocięte w paski pszenne tortille. Warto wspomnieć, że zupa podawana w plastikowych miseczkach. Ale tu się nie czepiamy, ponieważ to lokal typu fast food – i tak się po prostu robi.
Zupa na kaca.
Jalapeno pepper poppers
Jak szaleć to szaleć. Polecieliśmy na ostro. Zamówiliśmy jeszcze faszerowane serkiem papryczki jalapeno, panierowane i smażone na głębokim oleju - potocznie w Meksyku nazywane Chiles Rellenos. Trzeba przyznać, że nawet dobre, bardzo pikantne, ale... no właśnie, ale... zbytnio dawały olejem. Ale już mniej nam to przeszkadzało, ponieważ sami czuliśmy się jakby smażono nas w tym oleju... wszystko, dosłownie wszystko, przeszło tym zapachem, łącznie z nami.
Jalapeno Pepper Poppers - mocno "olejowe" :)
Burrito
Następne rzeczy to koronna ich potrawa, czyli co? No właśnie burrito.
Burrito - na pierwszy rzut oka ciekawe.
Jeśli w nazwie występuje to słowo, to oczywiście trzeba spróbować tego specjału. Zacznijmy od tego, co to jest burrito? Sama nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa i oznacza nic innego jak „osiołek". Ale do rzeczy. Szalejemy dalej, czyli też na ostro. I tu ZONK! Z burrito wyciekło nam bliżej nieokreślone coś. Po pierwszym kęsie pszennej tortilli już było coś nie tak, ale nie można przecież osądzać po jednym ugryzieniu.
Po pierwszych ugryzieniach - rozczarowanie.
Po dotarciu do właściwego farszu/nadzienia coraz bardziej odechciewało nam się jeść, i to nie z powodu, że czuliśmy sytość, ale z tego, że wnętrze przypominało dziwną plazmę. Ryż rozgotowany, pasta z fasoli, mięso... wszystko to utworzyło dziwną konsystencję... nawet bardzo jednolitą. Dobrnęliśmy do połowy „burrito" i spasowaliśmy.
Niestety nie daliśmy rady... odpuściliśmy.
Quesadilla
No, ale że nie poddajemy się tak szybko to jeszcze poszła quesadilla z kurczakiem. Tortilla pszenna nawet bardzo ładnie przypieczona, bardzo rumiana i chrupiąca. Tylko, znów wypełnienie dawało wiele do życzenia. Zastanawiam się, kto robi quesadillas i najpierw smaruje tortillę sosem pomidorowym i dopiero posypuje serem? Jak to się miało trzymać? Jak ten ser miał spoić wszystko razem? I właśnie jeszcze ser... co się okazało mieszanka dwóch, w żaden sposób nie związanych z kuchnią meksykańską, ser marmurek i mozarella :D A gdzie np. cheddar?
A tak wyglądało ładnie... w smaku już nie tak dobrze :/
I to jest właśnie to, co wpływa na cenę... chcemy dobrze zjeść? Musimy trochę więcej zapłacić, chcemy zaoszczędzić? Będziemy jeść marmurek pomieszany z mozarellą... bardzo po meksykańsku :) Szczerze? Też nie zdołaliśmy zjeść wszystkiego... i również nie chodziło o ilość, choć porcje dość duże. Właściwie nie chodzi też już o to, czy była to kuchnia meksykańska, czy nie... to po prostu było niesmaczne.
Salsy i sosy
Do zamówienia dostaliśmy guacamole, śmietanę i sos pomidorowy. I tu było kolorowo jedynie od kolorów sals - zieleni, czerwieni i bieli... w smaku już tak kolorowo nie było. Śmietana jak to śmietana, najzwyklejsza, po prostu sama śmietana, beż żadnej kolendry, bez soku z limonki... ot tak, łycha śmietany do miseczki i wszystko gra. Guacamole również takie sobie, choć było czuć kolendrę... mogło być lepiej. Natomiast pomidorki... ni to salsa, ni to sos pomidorowy. Szału nie było.
I tym sposobem nie najedliśmy się. Jedyne, co wynieśliśmy za sobą to zapach oleju. Strasznie nam przykro, że lokal o tak fajnej nazwie, trochę wypacza ludziom smak meksykańskiej kuchni. Jeśli ktoś chce się tylko i wyłącznie opchać za przystępną cenę to jak najbardziej może... gorzej, jeśli ktoś ma kubki smakowe, wtedy może być gorzej.
Podsumowując:
Chcesz zjeść dużo? Trafiłeś w dobre miejsce. Chcesz zapłacić tanio? Też dobre miejsce. Chcesz zjeść ze smakiem? Może niektóre rzeczy tak, choć na pewno nie po meksykańsku. No i ostatnia rzecz... chcesz po wyjściu z lokalu iść na spotkanie czy do pralni? Decyzja należy do Ciebie. Lepiej już chyba zamówić z dostawą. Więcej grzechów nie pamiętamy :)