L'avanti Restaurant & Cocktail bar - smaczne miejsce w centrum Warszawy
- Warszawa
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Pod koniec czerwca 2018 r. otworzyła się przy ul. Grzybowskiej w Warszawie nowa restauracja i zarazem cocktail bar o dźwięcznie brzmiącej, włoskiej nazwie L’avanti. L’avanti znaczy „do przodu”. Nazwę można zatem kojarzyć z czymś ciągle rozwijającym się, pędzącym, będącym o jeden krok dalej. Jak to się ma do restauracji? Prawdę mówiąc czas pokaże. Na chwilę obecną można stwierdzić jedno... jest ciekawie, jest smacznie, jest dobrze.
Założeniem restauracji jest łączenie tradycyjnych, śródziemnomorskich smaków z polskimi, wysokiej jakości składnikami. Czy tak jest? Tak, tak właśnie jest. W każdym z dań można znaleźć misz masz smakowy i produktowy. Jest i Hiszpania, są Włochy, jest też Polska. Dania, które wybraliśmy z karty w zupełności odzwierciedlały założenia restauracji.
Regularna karta menu jest uzupełniona o menu sezonowe. My skoncentrowaliśmy się na karcie regularnej. Z założenia są tam dania, które będą dłużej dostępne aniżeli z „sezonowej wkładki”. Z „wkładki” zamówiliśmy jedno danie - były to krewetki w sosie winno maślanym. Prawdę mówiąc nie wiemy dlaczego znalazły się one we wkładce, skoro to danie bardzo, ale to bardzo śródziemnomorskie, a po drugie to klasyk nad klasyki, więc warto coś takiego mieć w regularnej karcie.
Ale do rzeczy i tego co zamówiliśmy i jedliśmy...
Bardzo mile zaskoczenie juz na starcie... na czas oczekiwania na na zmówienie podano nam przepyszną focaccię :)
Przystawki
Na pierwszy ogień poszły przystawki w postaci krewetek i pierożków z jagnięciny.
Krewetki w sosie winno-maślanym - wino, masło, czosnek, natka pietruszki, szalotka, bagietka (44 zł). Danie bardzo poprawne, ale też danie bardzo klasyczne. Bardzo śródziemnomorski smak...:) Sami często w domu sięgamy po takie smaki :)
Kolejne danie do wspomniane pierożki z jagnięciną, bulionem grzybowym i dymką (21 zł). Tym razem danie bardziej polskie aniżeli śródziemnomorskie :) Pierogi, bulion z grzybów prawie jak sos - mega pyszny i niesamowicie esencjonalny!. Wiecie czego mi brakowało w tym daniu? Kawałka bagietki. Tak, bagietki! Po to, aby wyczyścić nią talerz z bulionu. Był on naprawdę świetny i baaaaaardzo grzybowy. Było go na tyle dużo, że po zjedzeniu pierożków zostało go jeszcze sporo :)
Teraz czas na dania główne
I tu drodzy Państwo petarda w postaci policzków wołowych duszonych w czerwonym winie, warzywami sezonowymi i puree ziemniaczanym (39 zł). Niby zestaw bardzo klasyczny, ale policzki - czapki z głów. Przygotować tak miękkie i tak bardzo aromatyczne to nie lada sztuka i kunszt. Wielkie brawa dla kucharza za osiągniecie tak wspaniałej miękkości mięsa, które wręcz rozpływało się w ustach, a ja razem z nim :) Jedyne do czego można się doczepić to prezencja. Trochę chaos na talerzu, trochę brak pomysłu na podanie. Może dlatego, że porcja bardzo duża i nie sposób tego sensownie poukładać i zmieścić na talerzu...
Saltimbocca cielęca, gnocchi ziołowe, sosem własnym i warzywami sezonowymi (49 zł). Podobnie jak przy policzkach trochę brak pomysłu na aspekt wizualny. Naprawdę trochę średnio to wyglądało na talerzu, natomiast smak cudo! Dużo smaku i bardzo dużo aromatu nie tylko samego mięsa ale również gnocchi z bardzo ziołowym akcentem, głównie rozmarynu :)
Czas na deser
Tiramisu (18 zł) No tu do końca nie wiemy co napisać. Jest smacznie, zresztą jak to z tiramisu - nie sposób go popsuć pod warunkiem że ma się pojęcie ja go przygotować. I tu było bardzo dobre :)
Natomiast jeśli chodzi o drugi deser - beza z mascarpone i Cointreau ze świeżymi owocami (21 zł) - to już czysta poezja :) Beza niebywale chrupiąca i niesłychanie delikatna z baaaardzo, ale to bardzo puszystym nadzieniem w postaci mascarpone. Byliśmy przejedzeni, ale i tak wcisnęliśmy ją z prędkością światła. Znacie to uczucie sytości, kiedy kolejny kęs smakuje coraz mniej i mniej? No właśnie... to w tym przypadku było odwrotnie :) Pomimo przejedzenia zostawiliśmy pusty talerz po bezie. A co o tym przesądziło? Mus z porzeczki. Rozwalił system! Niesamowicie esencjonalny i baaaaaardzo porzeczkowy :) Mógłbym go jeść samego, łyżeczką, dużo! :)
Ale L’avanti to nie tylko restauracja, to również coctail bar, a że my dobre koktajle lubimy jak „qń owies” to i nie sposób było sobie odmówić małego szaleństwa. W karcie koktajle autorskie, z przeważającą ilością bazujących na rumie. Jest bardzo kolorowo i egzotycznie, jednakże za sprawą rumu to tak trochę bardziej Karaiby aniżeli klimat śródziemnomorski. Nie świadczy to o tym, że jest niesmacznie :) Ba! Jest nawet bardzo smacznie! Świetne kompozycje i dobór składników :) A co jak co.... Na koktajlach się znamy :) Jak to na nas przystało musiało wjechać coś na bazie alkoholi z Ameryki Południowej... wybraliśmy coś na tequili i coś na pisco :)
My name is Thomas! - Pisco (alkohol produkowany w Peru i Chile), likier czekoladowy z chilli, kordiał pomarańczowy, świeżo wyciskany sok z cytryny, Frizzante, woda gazowana (20 zł). Bardzo przyjemny koktajl na upalne dni. Wyważona słodycz z kwasowością. Dodatkowo bąbelki z Frizzante (odmiana prosecco) i wody gazowanej podbijały letnie orzeźwienie :) Koktajl bardziej pod kątem pań :) Ładnie wygląda i smakuje :)
Pedro M. – Tequila, włoski bitter pomarańczowy, świeżo wyciskany sok z limonki, syrop z agawy, woda z kwiatu pomarańczy (22 zł). Bardzo mocny ukłon w stronę Meksyku z włoskim akcentem. Jest tequila, jest limonka, jest syrop z agawy, ale też bardzo mocno podbijający smak włoski bitter pomarańczowy. Drink cudo! Mógłbym go pić bez przerwy... aż by mnie wynieśli :D Bardzo zdradliwy, alkohol czuć w niewielkim stopniu, ale czuć posmak tequili :) Więc alkohol był... żebyście sobie nie myśleli, że nie było :D
L’avanti to nie tylko poprawne smaki, L’avanti to również bardzo przyjemny i miły wystrój. Lokal pachnie jeszcze świeżością, i dlatego nie sposób się do niego doczepić :) Jest gustownie urządzone wnętrze, jest ogródek. Każdy znajdzie miejsce dla siebie (pod warunkiem że nie zarezerwowane przez kogo innego) :)
Podsumowując:
L’avanti to lokal z potencjałem, ale niestety ze względu na lokalizację może być problem z „rozwinięciem skrzydeł”. Przede wszystkim problem tkwi w znalezieniu miejsca do parkowania samochodu. Dla zmotoryzowanych może to być trochę uciążliwe. Ale powiedzmy sobie szczerze... kto do takiego miejsca, z takimi drinami jeździ samochodem? No kto? :D Po drugie po takiej ilości jedzenia warto jednak ruszyć „cztery litery” i się trochę przejść :) Porcje duże i smaczne, w stosunku do cen całkiem nieźle. Bardzo tanio nie jest, ale ceny rekompensują wielkości porcji i smak. Co jeszcze można powiedzieć o L’avanti? To, że można zjeść tam pizzę, można również zjeść tatara wołowego, może zjeść przeróżne makarony. Kuszące są również smażone w całości stynki (malutkie rybki), ale to przy kolejnej wizycie :), jest też bruschetta, a w ramach sezonowej wkładki można raczyć się takimi daniami jak tagiatelle z kurkami, bobem po sycylijsku, calzone z kurkami w śmietanie itd., itd... Tak więc z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. No i na koniec warto również wspomnieć, że mają również od 8 rano śniadania :)