ZAMKNIĘTE NA STAŁE! - Restaurant & Lounge Fat Buddha w Warszawie - luksusowe miejsce z orientalnym smakiem
- Warszawa
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
„Marian, tu jest jakby luksusowo” - ta dewiza przyświeca restauracji Fat Buddha w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Począwszy od jedzenia, sposobu jego podania, po obsługę, wystrój, atmosferę, a skończywszy na toaletach, w których do dyspozycji są wszelakie artykuły pierwszej potrzeby. Tak drodzy Państwo wbrew pozorom, to bardzo ważny i praktyczny element. :) Po tym można poznać lokal naprawdę wysokich lotów. Najpierw może jednak kilka słów wstępu, kto, co i jak... Otóż lokal został założony przez Urszulę Ryznar i Roberta Pikóra. Ta dwójka jakiś czas temu otworzyła rewelacyjny lokal The View, który z powodzeniem wkomponował się w stołeczną scenę klubowego życia. Doświadczenie procentuje, dlatego Fat Buddha również szybko odnalazł się w klubowo-kulinarnej części stolicy. „Grubasek” swój adres zamieszkania znalazł na ulicy Mazowieckiej 2/4. To ta ulica, na której wieczorami od wielu, wielu lat tętni warszawskie życie imprezowe. Choć w Fat Buddha przygrywają DJ’e to niestety nie potańczycie, ale za to spędzicie czas w jednej z kilku sal dwupoziomowego lokalu przy drinku i dobrym jedzeniu. A skąd to wiemy? Byliśmy i jedliśmy!
Już samo wejście i tabliczka z napisem „concierge” krzyczy, że nie jest to byle jakie miejsce. Wystrój przepiękny, dopracowany w każdym szczególe. Sama nazwa mówi o tym, co jest inspiracją. Azja aż kipi, ale nie jest to kiczowatość, do jakiej przyzwyczaiło nas wiele lokali. Fat Buddha urządzony jest z orientalnym gustem i smakiem, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Tutaj można naprawdę dobrze spędzić czas i dobrze zjeść, a przy tym napić się dobrego drinka... a jest w czym wybierać. Karta koktajli to cała masa klasyków, ale i miksów autorskich, niesłychanie kuszących swoim składem. Niestety tego dnia byliśmy z dzieckiem, a wyznając zasadę #DrinkResponsibly nie skusiliśmy się na żaden z nich. Przy pierwszej lepszej okazji, gdy odwiedzimy lokal bez dziecka, nadrobimy, a wtedy wiecie co..... :D
Ze względu na dziecko wybraliśmy się do Fat Buddha w niedzielę, w porze obiadowej. Nasza wizyta miała na celu skoncentrowanie się na kulinarnym aspekcie lokalu, a dokładniej na nowym menu wiosennym. Za kuchnie odpowiada szef Michał Maj. Trzeba przyznać, że to co nam zaserwowano przeszło najśmielsze oczekiwania. W menu, jak i w każdym daniu widać inspirację kuchnią azjatycką. Główny nacisk kładziony jest na kuchnię japońską – dużo sushi, ale jest też sporo smaków koreańskich, chińskich itd. Ogólnie Azja i kuchnia fusion aż kipi. W menu są też dania takie jak tatar czy jagnięcina, ale zawsze w parze z jakimś smakiem dalekiego wschodu.
Wicie co jest najwiekszą zaletą większości dań? Mozna się nimi dzielić z pozostałymi uczestnikami spotkania :) To wielka zaleta tego typu lokali :)
Z bardzo szerokiej karty menu wybraliśmy wspomniane już dania wiosenne. W czasie oczekiwania na zamówienie podano nam amuse-bouche ze szparagów, taki mały wstępniak do azjatyckiej uczty, który miał pobudzić ślinianki. Było dobrze i wiosennie. Jedynie prezencja tego dania dość mocno do poprawy :D Do kolejnych dań zastrzeżeń już nie mamy... , było tylko lepiej :)
Special rolls - SURF & TURF MAKI (55 zł.)
California maki z krewetkami w tempurze, warzywami, obkładane sezonowaną wołowiną, sosem tatarskim i papryczką Jalapeño.
Rollsy rewelacyjne. To co najbardziej nas urzekło w tym daniu to niesamowicie cienka i delikatna wołowina. Rozpływała się w ustach. Krewetki również przygotowane w punkt, a dodatek w postaci jalapeno, naszej ulubionej papryczki, rozwaliło system :) Mógłbym to jeść bez przerwy!
Zimna przystawka - WILD SALMON (45 ZŁ)
Cudowne i niesłuchanie delikatne plastry opalanego dzikiego łososia pływające w sosie ponzu wręcz rozpływały się na języku. Do tego wasabi, mayo i blanszowany szpinak. Obłędne połączenie!
Tempura - BABY CALAMARI (45 ZŁ)
Małe kalmary z woka z czerwoną cebulką, chilli, kolendrą podane z kiełkami i limonką. Danie, które nas najbardziej rozłożyło na łopatki i zmiażdżyło. Obróciliśmy je z prędkością światła. Malutkie kalmary, nieziemsko delikatne w chrupiącej panierce. Do tego kochana przez nas świeża kolendra i limonka do skropienia kalmarów. Stanowczo nasze smaki :) To jest to danie, dla którego warto odwiedzić Fat Buddha.
Danie główne - KING FISH ROASTED IN BANANA (69 ZŁ)
Seriola pieczona w liściu bananowca z warzywami, ziołami i mlekiem kokosowym. Ryba niesłychanie delikatna, która wchłonęła smaki wszystkiego, w czym była gotowana. Lekko wybijający się posmak mleczka koksowego, ale nie tak bardzo dominujący, perfekcyjnie zbalansowane. W zestawie ryż i pikle. Danie kompletne.
Danie główne - GRILLED OCTOPUS (79 ZŁ)
Grillowana ośmiornica, sałata z piklowaną rzepą, sos tatarski, chipsy z ziemniaków. Taka nazwa widnieje w menu, natomiast trochę nam się nie zgadzało z tym, co otrzymaliśmy na talerzu, głównie za sprawą ziemniaków i formy, w jakiej je podano. W menu są to chipsy, a na talerzu znaleźliśmy młode ziemniaczki gotowane. Absolutnie nam to nie przeszkadzało... w końcu wiosna :) Ale jednak drobna nieścisłość miała miejsce :) Ośmiornica natomiast przygotowana perfekcyjnie. Miękka, lekko gąbczasta, przepyszna, cudowna :)
Deser - PASSIONFRUIT CHEESCAKE (29 ZŁ)
No i na koniec coś słodkiego. Ilości, jakie nam zaserwowano, przechyliły szale decyzji dotyczące zamówienia deserów. Zamówiliśmy tylko jeden, żołądek i rozsadek zdecydowały za nas. Zamówiliśmy sernik na zimno na spodzie z chrupiących ciasteczek, podany z sosem z marakui. Dodatkowo posypany pudrem z matcha! I to drodzy Państwo było ukoronowanie tego dnia kulinarnej „rozpusty”. Powiemy tylko tyle... cudowny aksamitny sernik połączony z marakują i świeżością matcha to coś co powinno być karane! Grozi przejedzeniem, a w konsekwencji śmiercią! O jakie to było dobre! :)
Podsumowanie:
Fat Buddha to cudowne miejsce serwujące klasyczną kuchnię fusion z naciskiem na przewagę smaków Japonii. Jest świetny cocktailbar, bardzo przyzwoicie zatowarowany, jest świetna kuchnia, jest DJ, jest naprawdę dobra atmosfera, więc czego chcieć więcej? Fat Buddha to idealne miejsce do spędzenia czasu z bliskimi. Jedyny minus to ceny, do najniższych nie należą, ale to wynagradzane jest tym wszystkim czego możecie doświadczyć. Warto wydać te parę złotych więcej i mieć poczucie nie wyrzucenia ich w błoto. Druga sprawa to Warszawa i ulica klubowa, więc lokalizacja zobowiązuje. Tak czy inaczej lokal przeznaczony dla odrobinę zamożniejszej klienteli, taki również był tego cel i zamysł. Jak ogólnie postrzegamy Fat Buddhe? Jako wstępniak do bardzo imprezowo spędzonego wieczoru :)