ZAMKNIĘTA! - Restauracja Osiem i Pół Bistro w Warszawie - Nasza opinia
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Lokal, który odwiedziliśmy tym razem mieści się na ulicy Kruczej w Warszawie, czyli w samym centrum. Z jednej strony dobra lokalizacja bo zawsze dużo ludzi, z drugiej duża konkurencja. W ostatnim czasie ul. Krucza przechodzi istnego rodzaju renesans, powstaje tu sporo różnych, ciekawych lokali. Osiem i pół Bistro to miejsce dość interesujące pod względem serwowanych dań. Restauracja właśnie wprowadziła nowe menu składające się głównie z potraw sezonowych. Na degustację zostaliśmy zaproszeni przez Zomato, dzięki czemu mogliśmy popróbować każdej jednej potrawy serwowanej w ramach właśnie tego menu. Taka okazja z jednej strony pozwala sprawdzić każdy jeden smak, ale ma też niestety wady, czasem bywa tak, że jest się na takim spotkaniu traktowany odrobinę inaczej niż zwykły człowiek z ulicy. Czy było tak w tym przypadku? Trochę ciężko stwierdzić, ale zapewne powrócimy do tematu traktowania konsumenta po tym jak odwiedzimy lokal bardziej „nieoczekiwanie”. Tak czy inaczej, mieliśmy okazję coś nieco podjeść i dzielimy się naszymi wrażeniami w tym artykule.
Jak już wspomnieliśmy tego wieczoru mieliśmy okazję popróbować kilku ciekawych pozycji menu, m.in. takie jak: prowansalska zupa rybna, tatar po koreańsku, sałatkę z wątróbką, zupę szczawiową z jajkiem i ryby. A na deser mieliśmy okazję „zaatakować” bezę z musem mango i mascarpone oraz drugi deser krem czekoladowy na musie malinowym. Kilka dość fajnych smaków, natomiast kilka wg nas odrobinę nie do końca trafionych.
Na pochwałę zasługuje tatar z koreańskim charakterem, z wyczuwalną nutą oleju sezamowego. Jesteśmy smakoszami tatara, ale tego typu tatara mieliśmy okazję jeść po raz pierwszy. Tatar w słodkim wydaniu, bardzo, ale to bardzo fajny i smaczny. Nie wiem jak innym osobom, ale do nas trafił i przemówił do kubków smakowych. Coś innego, coś oryginalnego. Warto spróbować.
Tatar
Podobnie było z drugą przystawką, a mianowicie sałatką z wątróbek, z jabłkiem i prażonym boczkiem. Jeśli chodzi o mnie to danie równie udane jak tatar. W tym wydaniu można powiedzieć, że danie bardzo polskie, ze względu na użyte w nim składniki. Tę pozycję menu również polecamy.
Sałatka
Kolejne dania jakie udało nam się zjeść to były zupy. Może zacznijmy od prowansalskiej zupy rybnej. Danie smaczne, ale w tym przypadku nie jest tak oryginalne jak tatar czy wątróbki. Zupa zwyczajnie smaczna i tyle.
Prowansalska zupa rybna
Na pochwalę zasługuje natomiast zupa szczawiowa z jajkami podanymi w dość niekonwencjonalny sposób. Jaka były w skorupkach, faszerowane i dodatkowo zapiekane. Bardzo ciekawe rozwiązanie nie tylko wizualnie ale i smakowo.
Zupa szczawiowa
Jajka do zupy szczawiowej
Niestety najsłabszym ogniwem tego wieczoru były ryby :) Pierwsza to był sandacz na koprze włoskim z rakami i czarnym ryżem i warzywami. Ryż podany zwyczajnie w formie babki z filiżankui (taki generalnie relikt PRL’u). Tak się już niestety nie podaje, ale to mała uwaga. Gorzej już sprawa wygląda z sandaczem, był bardzo jałowy, bez smaku. Podobnie z warzywami, które były najzwyczajniej gotowane. Byłoby by ciekawiej, jakby np. marchewki były podpieczone, a nie gotowane. Potrawa zyskałaby o wiele więcej smaku i efektowności. Same dwa kawałeczki raka ułożone na rybie nie nadadzą potrawie „tego czegoś” :) Nie mówimy już nawet o ościach, których było dość sporo – ale to czepialstwo... wiemy, wiemy.... Ryba ma ości i tego się nie uniknie, tak została stworzona, no ale można trochę zniwelować ich ilość.
Sandacz na koprze włoskim z rakami i czarnym ryżem i warzywami
Druga słabsza potrawa to również ryba. Kargulena z patelni z klarowanym masłem, świeżo tartym chrzanem, ziemniakami pieczonymi i chipsami z jarmużu. Nazwa dość długa i tłumacząca wszystko. Niestety po raz kolejny, ryba nie miała tego czegoś, była zbytnio spieczona i miejscami wręcz twarda od zbyt długiego smażenia. Jedyne co to danie ratował ziemniak, najzwyklejszy pieczony. Reszta już na zdjęciu.
Kargulena z patelni z klarowanym masłem
Mieliśmy okazję jeszcze zjeść desery. Jakże można odpuścić słodkości? I częściowo desery wynagrodziły nam poprzednio jedzone ryby. Beza z musem mango bardzo, ale to bardzo dobra. Mus pyszny, a beza bardzo krucha. Całość jednak mocno słodka, ale czego to się nie robi raz na jakiś czas?
Podobnie było z musem czekoladowym, dość słodki, ale smaczny. Generalnie tyle można o nim napisać. Tu akurat nie było odkrycia Ameryki. Kompozycja smakowa dość popularna i niczym specjalnym się nie wyróżniająca.
W menu były jeszcze pozycje takie jak jagnięcina oraz burger. Tych dań jeszcze nie mieliśmy okazji jeść. Ze względu na ilość dań, nie daliśmy rady już wcisnąć. To właśnie jest okazja do tego, aby kolejnym razem odwiedzić Osiem i pół i spróbować kolejnych dań.
Podsumowując:
Stosunkowo nowe miejsce na kulinarnej mapie Warszawy. Restauracja chce się czymś wyróżnić i za wszelką cenę stara się ten cel osiągnąć, ale niektóre rzeczy niestety wg nas nie trafione smakowo, np. ryby. Natomiast bardzo ciekawe są przystawki takie jak tatar po koreańsku i sałatka z wątróbką. Kilka pozycji naprawdę zasługuje na uznanie, niektóre już mniej. Zaletą lokalu jest to, że jest dobrze zlokalizowany w ścisłym centrum Warszawy. Restauracja kusi jednak jeszcze daniami, których nie próbowaliśmy, mamy swoisty niedosyt smakowy – do końca nie wiemy co sadzić o tym lokalu. Wystrój i atmosfera niestety nie wynagrodzą średniej jakości ryb. Spróbujemy jeszcze powalczyć kiedyś z jagnięciną i burgerami, a może jeszcze innymi daniami? Przecież restauracja wprowadza co jakiś czas nowe menu. Zatem do kolejnej degustacji :)