Fastfood Street life - take a bite w Wola Parku - duży minus!
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Do "Street Life - take a bite" trafiliśmy z czystej ciekawości będąc na zakupach w nowo otwartej części galerii handlowej Wola Park. Wszystko ładnie, pięknie wybudowane, czysto i schludnie. Do spróbowania jedzenia w Street Life skłoniło nas to, że w swoim menu poza daniami polskimi, amerykańskimi, włoskimi maja również bardzo znajome nam dania kuchni meksykańskiej i tex-mex takie jak: burrito, quesadilla, tacos, sopa azteca. Nazwy bardzo nas zachęciły, jedynie trochę nas zaniepokoiły ceny. Ale OK, spróbujemy. Podano nam na początek Sopa Azteka za piątaka (5 zł). Zupę dostaliśmy od ręki, na quesadillas musieliśmy poczekać 7 minut, tak jak nam oznajmiła pani za ladą. I tu moi mili Państwo się zaczęło „wesołe miasteczko”.
Zupa:
Zupa w dość schludnym kubku, ale na tym koniec dobrych słów. Zupa okropna, mega tłusta i zawiesista. Pomidory pływające w zupie trochę poszatkowane, trochę poszarpane i wszystko wskazywało na to, że są z puszki? W naszej opini przypuszczamy, że nawet nie pofatygowano się aby je podgotować, ale możemy sie mylić. Tak jakby wrzucono je do gotowej zupy jak leciało i tylko wymieszano? Co jeszcze? Strasznie słona – wręcz niezjadliwa. Były śladowe ilości kurczaka. Kostka wielkości 0,5 cm x 0,5 cm. Było ich dosłownie kilka, tyle co kot napłakał.
Zupa wylądowała w koszu.
Ktoś tu z nas konsumentów zwyczajnie chyba robi głupków. Zupa nie ma nic wspólnego z sopa azteca. Nie ma generalnie nic wspólnego z żadną zupą, bardziej to jak jakiś sos! No może jeszcze jedno... tania bo 5 zł. Ale i tak pieniądze zostały wyrzucone do kosza. Aż chciało się pieprznąć tym do kuchni, ale z przyczyn oczywistych i dobrego wychowania tego nie zrobiliśmy.
Quesadilla:
Podobnie jak z zupą, wylądowała w koszu. Nie dało się tego zwyczajnie zjeść.
Tak dla przypomnienia co to jest quesadilla? Z definicji quesadilla pochodzi od słowa queso czyli ser i tego składnika powinno być w tortilli najwięcej. Tego też się spodziewaliśmy zamawiając to danie, że zjemy pyszne tortille połączone serem.
Niestety, przeliczyliśmy się, sera praktycznie nie uraczyliśmy. W zamian dostaliśmy tortillę złożoną na pół, wypełnioną (WTF?) mazidłem w postaci (jak odnieśliśmy wrażenie sosem hipermarketowym ze słoika?) z dodatkiem dziwnego mięsa, kukurydzy, fasoli i czegoś jeszcze o czym nie mieliśmy pojęcia że się dodaje do quesadilli.... Selera naciowego! Tak! Selera, który był twardy i włóknisty niczym zelówka sandała styranego pielgrzyma po przejściu kilkuset kilometrów. Podobną konsystencję, bardzo gumową miała tortilla pszenna, podana na zimno, na którą chluśnięto coś w postaci sosu przypominającego kiepskiej jakości ketchup.
Tortilla ciągnęła się niczym mozarella na pizzy – może kucharz inaczej odebrał sens quesadilli? Może wg niego to tortilla ma mieć konsystencję sera? Drodzy Państwo...
TAK SIĘ NIE ROBI!
Użycie do danej potrawy kukurydzy i fasoli nie czyni z tego kuchni meksykańskiej? Litości! Aż strach zamówić jeszcze inne dania, które mają w swojej ofercie, takie jak tacos i burrito... po tym co mieliśmy (nie)szczęście jeść, nie ciągnie nas do tego miejsca, a wręcz wiemy już co omijać bardzo szerokim łukiem.
Ludzie! Czemu to robicie nam klientom? To się wręcz nie mieści w głowie i naszych kubkach smakowych, że w takim miejscu jak galeria handlowa, w której przewija się setki ludzi, serwować tego typu jedzenie? Jedząc to można odnieść wrażenie, że właściciele i obsługa traktują jedzenie, jakby wrzucano je do koryta w chlewie. Po takiej jakości nie rokujemy temu miejscu nawet roku bytności. Klient raz się zrazi i nie wróci.
Może podchodzimy do sprawy zbyt emocjonalnie, ale nie zgadzamy się na to, aby tak karmiono ludzi i tak wypaczano pojęcie kuchni meksykańskiej. Drogi właścicielu Street Life - take a bite... żebyś jadł tę zupę do końca życia i zagryzał quesadillas własnej roboty. Amen!