Restauracja The Mexican w Warszawie - dwa miejsca – jedna opinia
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
W poszukiwaniu meksykańskich smaków w Warszawie trafiliśmy do znanej meksykańskiej restauracji „The Mexican". Z pewnością jest to miejsce, w którym można zjeść w meksykańskich klimatach, ale czy smakach? Oto nasza recenzja. Tym razem nasze wrażenia z dwóch lokali The Mexican w Warszawie, jednego znajdującego się na Podwalu, w okolicach Placu Zamkowego i drugiego na ulicy Zgoda, w ścisłym centrum miasta. To dwie z ośmiu restauracji w Polsce, a to oznacza, że to tzw. „sieciówka". Czy to ma jakiś wpływ na jakość jedzenia? Pamiętamy czasy, kiedy jedzenie było tam bardzo smaczne... W „The Mexican" bywaliśmy bowiem już wcześniej, jeszcze na długo przed powstaniem naszego bloga... zawsze miło wspominaliśmy te wizyty. Wybraliśmy się więc tam po raz kolejny, pewni, że dobrze zjemy... Czy rzeczywiście tak było – przeczytajcie!
The Mexican - Podwale
Na Podwale wstąpiliśmy dość spontanicznie na małą popołudniową kawkę i szybki deser. To miało być takie zwieńczenie spaceru po warszawskiej Starówce. W środku było sporo ludzi, my zajęliśmy miejsce w ogródku... Wystrój kolorowy, atmosfera bardzo pozytywna, kelnerzy i kelnerki ubrani w meksykańskie stroje – to wszystko sprawie, że chce się tam usiąść i zamawiać.
Zamówienie
No i standardowo – kelner, karta, zamówienie... Bardzo sympatycznym elementem jest to, że kelner bądź kelnerka przedstawiając się zostawia odręcznie wypisaną wizytówkę z imieniem i oczekuje na nasz wybór.
Po chwili namysłu wzięliśmy meksykańską deserową klasykę – ciasto czekoladowe. Nie sposób tego nie wybrać będąc fanem czekolady, a poza tym to przecież właśnie z Meksyku wywodzi się czekolada.... A do ciasta oczywiście kawka. Przeglądając kartę rzuciło nam się w oczy jeszcze jedno danie - to papryczki jalapeno nadziewane serem, obtaczane w panierce i smażone na głębokim oleju. Bardzo popularne danie w Meksyku. Jedliśmy to już wielokrotnie w różnych miejscach, co ciekawe w każdym miejscu smakowało inaczej. Smak zależy podobno od świeżości jalapeno, rodzaju nadzienia no i oczywiści świeżości oleju, na którym się je smaży. Nie mogliśmy się więc powstrzymać i zamówiliśmy nadziewane papryczki jako przystawkę. Tak dla sprawdzenia jak smakuje w The Mexican.
Na pierwszy „ogień" wjechały na stół właśnie peperones jalapeno... Sam wygląd już lekko nas zaniepokoił... Widać było, że panierka jest dość mocno nasiąknięta olejem...
No, ale cóż? Jak tu nie spróbować, jak zamówione? No i skosztowaliśmy, i zjedliśmy... były lekko pikantne, przynajmniej dla mnie, samo nadzienie serowe nawet ok, ale jednak panierka smakowała tak jak ją widzieliśmy, czyli strasznie „dawała" olejem. Sosy podawane do papryczek: ranchera i crema blanca też nie zachwyciły nas smakiem.
Później pół wieczora odbijało się olejem i nie tylko mi, ale i Magdzie, a spróbowała naprawdę niewiele...
Po papryczkach wjechał czekoladowy deser z bitą śmietaną i wiśniami... z wyglądu bardzo, bardzo fajne. Już same oczy zostały zaspokojone, a po oleju, jaki nam zaserwowano w papryczkach wydawało nam się, że będzie to zbawienie dla żołądka...
I tu kolejne „zaskoczenie" - po pierwszym kęsie okazało się, że ciasto było jakby z gliny, strasznie zakitowało nasze przełyki :/ Nie powiem, nawet w smaku ok... ale jednak to ciasto bardziej dla szklarza :) jako surowiec do uszczelniania okien.
Dokończyć nie daliśmy rady i się go trochę ostało.
Dobrze że była kawa, którą wypiliśmy z przyjemnością....i wyszliśmy, żeby dalej się przejść i „wychodzić masakrycznie ciężkie" jedzenie, którego było stosunkowo niewiele.
Tak jak wspomniałem wcześniej... olej chodził za nami jeszcze do późnego wieczora.
The Mexican – ul. Zgoda
Nie poddaliśmy się... kolejny raz, wybraliśmy się na małe co nieco w drodze z pracy do The Mexican na ul. Zgoda. Jako że jeszcze było w miarę ciepło, usiedliśmy sobie przed lokalem. I znowu standardowo - kelner, wizytówka, zamówienie... jak już przystało na The Mexican. Już wcześniej zaplanowaliśmy, że zamówimy fajitas i zupkę. Fajitas dla mnie, zupka dla Magdy. Porcje dość duże i na zaspokojenie „małego głoda" przez 2 osoby w zupełności wystarczające. Podczas oczekiwania na zamówienie przyniesiono nam jeszcze "czekajkę" - salsę pomidorową z tortillami - taki mini zestawik od firmy na zaostrzenie apetytu :) To co zwraca uwagę to bardzo fajne, charakterystyczne dla The Mexican naczynia - kolorowe, oryginalne, czasami gdzieś tam uszkodzone, ale to tylko dodaje im uroku.
Maczaliśmy i jedliśmy - jedliśmy i maczaliśmy... miło nam mijał czas podczas podjadania i rozmowy :)
W końcu jest jedzonko! Czas oczekiwania? Standardowy jak na tego typu restaurację... niezbyt długo i niezbyt krótko.
Kilka fotek i do konsumpcji...
Zupka nawet fajna, gęsta, sycąca ale jednak przydałby się jej mały „kopniak z kapsaicyny". Nawet dla Magdy okazała się zbyt mało ostra.
Fajitas można było zamówić w 3 skalach ostrości... my zamówiliśmy ostrą. Niestety, ale ta ostrość nie była dla nas powalająca. Może dla mniej odpornych osób i mniej przyzwyczajonych do takich potraw jest odpowiednia:)
Samo Fajitas przeciętne, kurczak, naszym zdaniem, powinien być lepiej przysmażony...
Bardzo dobry pomysł, że wraz z tortillą podawana jest instrukcja użycia i spożywania fajitas. Dla osób, które mają styczność z kuchnią meksykańską po raz pierwszy, to bardzo cenna instrukcja.
Do fajitas podano nam dodatkowo 3 salsy: pomidorową, guacamole i śmietanową... szczerze powiedziawszy nie powaliły na kolana, a zważywszy na fakt, że podawane są w restauracji specjalizującej się w kuchni meksykańskiej mogłyby być lepsze.
Super plus dla The Mexican za to, że podano nam miseczkę z wodą i pływającymi w niej plasterkami cytryny..., ale nie do picia – PROSIMY TEGO NIE ROBIĆ! – a do obmycia dłoni po zjedzeniu fajitas...
Jak przystało na tego typu dania można się „zdrowo upaprać", ale to właśnie jest w tym najfajniejsze... nie rozumiem ludzi, którzy jedzą te dania „Ą Ę BUŁKĘ PRZEZ BIBUŁKĘ" nożem i widelcem... Przy fajitas, tacos, quesadillas używa się dłoni, a nie widelców!
PODSUMOWUJĄC:
Dwa lokale w Warszawie dały nam jednak trochę do myślenia... Nie wiemy czy akurat mieliśmy pecha, czy rzeczywiście jakość w The Mexican spadła... Nie wiemy jak inne desery, ale ciasto czekoladowe, które nam podano pozostawiało wiele do życzenia, peperones jalapeno można było „wyżąć" z oleju, zupka nawet OK, a fajitas zbyt mało przypieczone i zbyt mało ostre w swojej ostrości. Na papryczki nie wrócimy, na ciasto czekoladowe... też raczej nie, można się jeszcze zastanowić nad innymi rzeczami, które oczekują u nas w kolejce na degustację...
Czy będzie kolejne podejście? Może na margaritę truskawkową, która jest mega dobra i mega duża :) Mieliśmy okazję spożywać pewnego razu – mamy nadzieję, że się nie popsuła.
A jakie są Wasze opinie? Kto był? Chętni poznamy i Wasze spostrzeżenia :)