Restauracja Floor No. 2 w hotelu Marriott - Warszawa z kolejnym świetnym lokalem
- Warszawa
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Uczestniczyć w 30 urodzinach hotelu Marriott to czysta przyjemność. Tak moi mili, to już 30 lat! Mnóstwo czasu. Pamiętam jak byłem nastolatkiem, wtedy Marriott to było coś "super hiper mega", coś na wypasie, coś niedostępnego dla zwykłego zjadacza chleba. To było wtedy jedno z niewielu miejsc w Polsce takiej klasy. „Hameryka :)” Na tamte czasy wstęp wydawał się tylko dla wybrańców z bardzo „tłustymi” portfelami. A jak to wygląda teraz? Marriott wciąż idzie do przodu, rozwija się i nie pozostaje w tyle. Musi dostosowywać się to obecnych realiów panujących na rynku nie tylko hotelowym, ale i kulinarnym. Jak to ktoś mądry powiedział „zatrzymując się, tak naprawdę się cofasz”. Marka doskonale rozumie tę sentencję.
30 urodziny hotelu Marriott to również był świetny moment do poznania nowej restauracji Floor No.2, która zastąpiła restaurację Parmizzano's. Powstała jednak w całkiem innym miejscu, ale w dalszym ciągu jest to piętro drugie hotelu Marriott.
Będziemy szczerzy i nie będziemy owijać w bawełnę. Na urodziny dostaliśmy zaproszenie i z niego skorzystaliśmy. Chcieliśmy zobaczyć co takiego kulinarnego wyczarował Marriott na drugim piętrze. Podczas spotkania mieliśmy okazję spróbować kilku dań degustacyjnych przygotowanych przez szefa kuchni Pawła Kałuskiego i jego zespół. Nie ukrywamy, że znamy Pawła już od kilku lat, ale to nie argument przemawiający za pozytywnym odbiorem tego, co otrzymaliśmy na talerzach. Menu degustacyjne przy „proszonej” kolacji to jedno, a wizyta incognito to drugie. Taką też odbyliśmy już kilka dni po pierwszej kolacji degustacyjnej. Chcieliśmy sprawdzić jak to jest w restauracji Floor No. 2 hotelu Marriott kiedy wchodzi się z ulicy bez rezerwacji, jako najzwyklejsi zjadacze chleba. Jakie faktycznie porcje, jaka obsługa, wystrój przy świetle dziennym itd., itd. tak więc w tym przypadku mieliśmy super porównanie dwóch na pozór różnych spotkań. Jedno ze znajomymi, drugie typowo rodzinne przy niedzielnym obiedzie. Szczerze? Jakość obsługi i dań w żaden sposób nie odbiegała od siebie za co należą się gromkie brawa.
Ale do rzeczy. Miejsce wcześniej trąciło „przysłowiową myszką”, w sumie nic dziwnego... hotel ma już 30 lat. Dlatego totalna rewolucja, przebudowa i otwarcie w tym miejscu całkiem nowej restauracji Floor No. 2 to strzał w 10. Wystrój nowoczesny, a zarazem ciepły. Można poczuć się mocno komfortowo. Kilka oddzielnych sekcji, podział na mniejsze sale to poczucie komfortu dla gości. Jednocześnie mogą odbywać się eventy i spotkania biznesowe tudzież prywatne w żaden sposób nie kolidujące z bardziej indywidualnymi odwiedzinami. Dobrze przemyślane :)
Podobnie przemyślana jest karta menu, choć kilka rzeczy jednak wprawiło nas w zakłopotanie, m.in. brak oznaczenia, które dania są w postaci przystawek, a które jako dania główne. Można się tylko domyślać. Podział karty jest jedynie na przekąski, dania warzywne, dania mięsne, dania rybne i desery. Przy zamówieniu trzeba się dopytywać kelnera, które danie jest jakiej wielkości. Trochę to dyskomfort biorąc pod uwagę fakt, że nagle przy zamawianiu okazuje się, że ułożone przez nas zamówienie okazuje się składać z samych dań głównych, a chcieliśmy przecież jakieś przystawki itd. Na szczęście kelnerzy na tyle ogarnięci i komunikatywni, że można dojść do porozumienia i cierpliwie potrafią wszystko wytłumaczyć :) Summa summarum udaje się zamówić coś dla mnie, coś dla Magdy i coś dla Tosi.
Szkoda też, że nie ma w karcie czegoś dla dzieci. Jakby nie było rodziny też podróżują. Ale patrząc z biznesowego punktu widzenia, z pewnością robili różnego rodzaju badania i wiedzą na jakiego klienta najlepiej stawiać w restauracji tego typu.
Jeśli chodzi o minusy, to byłoby na tyle. Teraz czas na plusy, a tych jest już znacznie więcej :) Przede wszystkim jakość produktu, sposób przygotowania, atmosfera w samej restauracji z widokiem na al. Jerozolimskie i dworzec centralny, zastawa która jest wręcz obłędna i nowoczesna (podkreśla każdą jedną potrawę) i skończywszy na obsłudze, która jest mega profesjonalna. Tak, tyle zachwytów, ochów i achów :) Tyle byłoby na temat minusów i plusów, teraz może na temat samego jedzenia i tego co miały okazję doświadczyć nasze kubki smakowe.
Wizyta nr 1
Może zacznijmy od menu degustacyjnego ze wspomnianego już spotkania urodzinowego. Na stole pojawiło się mnóstwo ciekawych i mocno zróżnicowanych dań. Mocny przekrój karty. Jakby nie było taki właśnie jest cel menu degustacyjnego, choć biorąc pod uwagę nasze drugie odwiedziny i tego co mieliśmy okazję jeść podczas odwiedzin bardziej „incognito” to byśmy ułożyli to odrobine inaczej :) Ale to nasze subiektywne odczucie. Tak czy inaczej, na naszym stole pojawiły się między innymi: domowe pikle, cebula, ogórek i burak. Jednymi słowy takie polskie mezze :) ( 8 zł) Kilka miseczek i można popróbować polskich specjałów. Do tego jeszcze miseczka domowego smalcu, który był mega petardą. Jednymi słowy, jeśli chodzi o przekąski to super jakość z mocnym polskim akcentem. Fajnie że Marriott akcentuje i przemyca polskie smaki zagranicznej klienteli, której w hotelu nie brakuje. Jakby nie było to jednak znaczenie większy procent niż klient polski.
Kolejno na naszym stole pojawiły się dania warzywne, czyli: sałata masłowa, piklowane warzywa, pomidor, szalotka, i dressing na bazie tłoczonego oleju lnianego (20 zł). Kopytka, pieczony pomidor, jarmuż i ser regionalny (28 zł). Pieczona dynia, marynowane kurki, posypka z prażonym koprem włoskim, i jajko w koszulce (27 zł). Marynowane grzyby, polski ser bursztyn i grzanki z chleba żytniego (29 zł). Pęczotto, pieczarki, pesto, z lubczyka i orzechów laskowych (32 zł). Pieczony kurczak, pieczone ziemniaki, cytryna, i miks sałat (49 zł). Tagliatelle, peklowany boczek, natka pietruszki i piklowane kurki (32 zł). Jako danie dnia rybne podana była pieczona ośmiornica z ziemniaczkami (79 zł). Pstrąg wędzony na ciepło, marynowane żółte pomidory i carna sół (21 zł). Nie można również nie wspomnieć o konkretnym mięsie, jakim była dobrze wyrezonowana wołowina w postaci steka z antrykotu z kością. No i na deser napoleonka z ciasta francuskiego, kremu z białej czekolady i wiśniami (21 zł). Dużo tego? Tak, dużo! Żołądek pojemność ma określoną dlatego każdego jednego dania jedynie skubnęliśmy. W sumie to też dania degustacyjne, dlatego też nie odzwierciadlają faktycznego stanu z karty. Inna wielkość i sposób podania, dlatego też drugie odwiedziny bardziej pod kątem tego, co można zjeść na co dzień.
Mój top wieczoru? Jeśli chodzi o dania degustacyjne to najbardziej przypadły do gustu przekąski ze smalcem na czele, następnie świetna pieczona dynia. Mega kompozycja smaków no i to jajko w koszulce, z którego wypłynęło jajko zalewając całe danie. Następnie cudowna ośmiornica, która powinna znaleźć się w karcie na stałe, nie tylko okazjonalnie pod pozycją „ryba dnia”. Rewelacyjne również marynowane grzyby z serem Bursztyn. Niestety było również słabszy punkt wieczoru, to niestety antrykot. O tyle o ile świetny i genialnie wysezonowany produkt tak samo wysmażenie było już trochę słabsze. Niestety przeciągnięty i można odnieść wrażenie że nawet był well well well... done :) Nie wiem czy tylko nam się taki trafił, czy innym również, ale z pewnością nie był to różowiutki i soczysty stek. Nie można mu odebrać natomiast tego, że był super smaczny, mięso mimo że mocno wysmażone, to było bardzo kruche i nie żuło się go jak gumę. Brakowało mi jednak tego wysmażenia w punkt. Znam szefa kuchni Pawła Kałuskiego i bywałem również na jego menu stekowym i wiem, że to jedynie wypadek przy pracy. Zawsze steki były genialne i idealnie wysmażone, dlatego biorę „poprawkę na wiatr” :)
Wizyta nr 2
I tu prawdziwy test smaku :) Wizyta z marszu, bez żadnych rezerwacji, zapowiadania się i wszystkich innych luksusów :)
Chleb i masło z solą wędzoną (starter od restauracji). Prosta rzecz a cieszy. Trochę chleba, trochę masła, trochę soli i oczekiwanie na zamówienie już jest przyjemniejsze. Szkoda że tak wiele restauracji tego nie rozumie, a wystarczy tak niewiele żeby było przyjemniej.
Kopytka z pieczonym pomidorem, jarmużem i regionalnym serem (28 zł) rozwaliły system. Do tej pory miałem jednego faworyta (restaurację przy pl. Piłsudskiego) w Warszawie, gdzie można było raczyć się kopytami truflowymi. Teraz mają już godnego konkurenta w postaci kopytek z 2-go piętra hotelu Marriott. Jedyna rzecz, której mi w nich brakowało to lekkiego podsmażenia, takiej lekkiej chrupkości, ale generalnie co kto lubi. Jedni lubią np. pierogi z wody inni z patelni, ta sama zasada tyczy się kopytek :) Tak czy sią dla nas petarda!
Pierogi z królikiem, szpinak i sos pieczeniowy (45 zł). To chyba najsłabsza pozycja menu, którego mieliśmy okazję próbować. Tylko jedna rzecz, ale aż jedna, która nam trochę jednak nie przypasowała, to ciasto. Nie było złe, ale mogło być odrobinę lepsze biorąc pod uwagę poziom restauracji. Pierogi zostały jednak uratowane dwoma rzeczami... farszem z mięsa (genialny królik!) i sosem pieczeniowym (totalny sztos!). Ale... niestety musimy to jasno i wyraźnie zaznaczyć, że 45 zł za 4 pierogi to jednak przydrogo :/ Nijak się to nie ma do ceny np. żebra wołowego, które było i tańsze i w o wiele większej porcji :) Chociażby jeden pierożek więcej i juz wyglądąłoby to znacznie lepiej.
Żebro wołowe duszone w kraftowym piwie, warzywa korzeniowe, puree ziemniaczane i musztarda francuska (42 zł). I to było prawdziwe złoto na talerzu. Mięso obłędnie miękkie, na tyle miękkie że można było jeść je zamiast nożem i widelcem to łyżkami. Tak, nie przesadzam! Włókna mięsa wręcz się rozpływały, a kość (żebro) można było wyjąć spod mięsa nie naruszając jego struktury. Cudowne puree i ten sos! Mocny, intensywny i cudownie podbijający smak. Zestawienie idealne :) Byłem w żebrowym niebie! :) Tak więc cena i jakość żebra wołowego nijak nie ma się do wspomnianych wczesniej pierogów z królika.
Klasyczny tatar francuski, musztarda, szalotka, natka pietruszki, kapary (42 zł) Byłoby genialnie gdyby nie jedna rzecz, a właściwie składnik – musztarda Dijon. Moooooocno zabija smak mięsa. Zbyt intensywna w smaku w stosunku do delikatnego mięsa. Fakt, jest ona obok mięsa i można sobie dozować jej ilość, jednakże standardowo tatara miesza się na talerzu ze wszystkimi składnikami i nie spróbowawszy wcześniej co to za musztarda, po pierwszym kęsie można się mocno zdziwić :) Wystarczy, że już kapary wystarczająco podkręcają smak. Stanowczo zmieniłbym musztardę na delikatniejszą i byłoby genialnie. Więcej minusów brak :)
Szarlotka, antonówka, kruszonka miodowa, sos z trawy żubrowej, i lody waniliowe (20 zł) Bardzo fajnie i smacznie. Trochę mało wyczuwalna w sosie trawa żubrowa, ale sama szarlotka obłędna! Do tego lody waniliowe, które zawsze się sprawdzają :) Klasycznie, ale bardzo dobrze i tak... po naszemu, tak po polsku :)
Podsumowując:
Patrząc na całokształt nowego conceptu i menu restauracji Floor No. 2 to ma prawo się udać i mocno trzymamy za to kciuki. Biorąc pod uwagę jakość dań, ceny konkurencyjne w stosunku do restauracji warszawskich tej klasy. Kilka drobnych elementów do poprawy, ale biorąc pod uwagę rozruch restauracji menu będzie ewoluować i w końcu się dotrze. Czy to godny następca Parmizzano’s? Sądzę, że tak. Floor No. 2 stawia mocny nacisk na produkty z Polski od lokalnych dostawców. Promocja naszego rodzimego produktu to naprawdę dobry ruch, bo kto jak nie gość międzynarodowy w takim miejscu jak hotel Marriott ma to docenić? W telegraficznym skrócie... Floor No. 2 to super miejsce na spotkania biznesowe oraz rodzinne. Podział restauracji na sekcje mocno to ułatwia. Świetna obsługa dzięki której można poczuć się dość swobodnie i luźno, dzięki czemu restauracja nie jest „nadęta”. Skończyły się czasy, że Marriott był restauracją „tylko dla wybranych”. Teraz bez problemu może odnaleźć się tam znaczna część "zwykłych zjadaczy chleba" co nie oznacza, że wciąć nie będzie epatować klasą i jakością :)
Nasza ocena restauracji Floor No. 2
Jak trafić do Floor No. 2?
Dodatkowe informacje
- Ceny:
- Umiarkowane
- Link do strony:
- Restauracja 2 Floor Marriott