Restauracja El Pueblo w Gdańsku - niestety wiele do poprawy
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Są takie miejsca, do których prędko nie wrócimy. Jedym z nich jest restauracja meksykańska El Pueblo w Gdańsku. Długo się wahaliśmy czy pisać tę opinię, ale postanowiliśmy, że jednak kilka słów naszej uwagi się należy. Z góry zastrzegamy, że nie chodzi tu o to aby komukolwiek zaszkodzić, a tym bardziej restauracji. W niejednej restauracji już jedliśmy, nie jedno już przez nasze ręce przeszło, i to co dostaliśmy na talerzach w El Pueblo trochę nas zaniepokoiło. W tej restauracji byliśmy dwukrotnie, raz w tym roku, a poprzednio 2 lata wcześniej... Gdyby to było podczas jednej wizyty możnaby wtedy zgonić winę na gorszy dzień... ale niestety dwukrotnie było podobnie. Nasza opinia ukierunkowana jest tylko i wyłącznie na jedno... żeby kilka rzeczy jedynie poprawić.
Wizyta I – rok 2014.
Za pierwszym razem ze względu na pogodę wybraliśmy wnętrze, za drugim razem siedliśmy już w ogródku. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Bardzo fajny wystrój, z miejsca widać, w jakim lokalu się znajdujemy... bardzo stylistycznie nawiązujący do Meksyku. Bardzo kolorowo.
Sięgnęliśmy po kartę menu i zamówiliśmy meksykańskie klasyki. Padło na zupę krem z kukurydzy i tacos.
Zanim podano nam zamówienie dostaliśmy na stół „czekadełko” w postaci chipsów kukurydzianych i salsy pomidorowej. Duży plus za czekadełko, natomiast mały minus za chipsy - zwykłe sklepowe... znacznie lepszy byłby efekty gdyby były zrobione własnoręcznie z tortilli kukurydzianych. Salsa w smaku nie powalała, ale zjadliwa.
W końcu dotarło do nas zamówienie. I tu zaczęły się niestety schody. Krem z kukurydzy o dziwnej konsystencji, bardziej przypominający budyń niż krem. Smak niepowalający. Zresztą niespecjalnie jest co pisać na jej temat. Sami zobaczcie na zdjęciu. Zdjęcie nie jest najlepszej jakości, ale jednak coś tam widać.
Kolejna rzecz, którą zamówiliśmy to tacos. Po zupie byliśmy już bardziej wyczuleni, dlatego ostrożniej zaczęliśmy podchodzić do tego co nam podawano. Podobnie jak przy zupie tacosom brakowało „tego czegoś”. Plus za to, że taco podawane są w tortillach kukurydzianych, minus za to, że były one strasznie twarde... Można byłoby wziąć poprawkę na wiatr, że to jednorazowy przypadek, ale podczas drugiej wizyty było podobnie... a to były 2 lata różnicy w wizytach. Kolejny plus za dużą ilość kolendry, którą uwielbiamy... ale to już wszystkie plusy jeśli chodzi o tacos. Mięso niestety bardzo twarde, wręcz wysuszone.
Pierwszą wizytę zakończyliśmy bardziej niesmakiem niż smakiem, dlatego postanowiliśmy jeszcze kiedyś podskoczyć i tak zwyczajnie sprawdzić czy to nie jednodniowy słabszy dzień ekipy.
Wizyta II – rok 2016.
Tak jak postanowiliśmy dwa lata wcześniej, tak też zrobiliśmy... powróciliśmy do El Pueblo. Tym razem padło na ogródek... był wrzesień, piękna pogoda, to dlaczego nie? Tym bardziej, że byliśmy z małym dzieckiem, a żeby dostać się do środka to trzeba zejść po kilku wąskich schodkach z wózkiem w ręku... niestety inaczej nie da rady. Dlatego ogródek wydał nam się najodpowiedniejszy... Ogródek jak to ogródek, specjalnie nie wyróżnia się niczym wyjątkowym. Parasole, stoliki, krzesła, płotek... generalnie standard. Na pierwszy rzut oka rzuciła nam się zmiana karty menu, była inna... ale po 2 latach to zrozumiałe. Tak się robi, wprowadza się nowe pozycje i tyle. Zabraliśmy się więc za przeglądanie i zamawianie. Podczas tej wizyty wybraliśmy Tacos de pollo (20 zł) i talerz rozmaitości Tapas para dos (52 zł) - kelner zapewniał nas, że to zestaw najpopularniejszych przekąsek i wystarczy dla dwojga. Zawartość takiego zestawu to: Quesadilla, Quesadilla con Pollo, Alitas de Pollo, Choco-Barbacoa Costillitas, Jalapeńo Chilles relleńo, muslitos i puerco empanadas + sosy (śmietana, domowa salsa, serowy). Więc dlaczego nie? Z doświadczenia wiemy, że przygotowanie takiego przeglądu wielu dań to jednak dłuższy czas oczekiwania. I tak też się stało, czekaliśmy ponad pół godziny... ale można przyjąć, że w granicach tolerancji. Plus, że ponownie podano nam czekadełko, niestety jak i za pierwszym razem tortille były sklepowe z torebki, a salsa pomidorowa z masakryczną ilością soli... tak, była chyba dosypana „tona” soli :/ Zostawiliśmy.
Przyniesiono nam tacos z kurczakiem (Tacos de pollo) i talerz różności (Tapas para dos). Zamówienie dotarło do nas w tym samym czasie, więc zabraliśmy się za jedzenie. Taco podobnie jak przy pierwszej wizycie w trzech tortillach kukurydzianych, to bardzo lubimy, bo mają specyficzny smak i zapach... są naprawdę świetne, ale... pod warunkiem, że są miękkie, a nie twarde i można sobie połamać zęby. Kurczak również odrobinę przesuszony, ale lepszy niż poprzednio. Dużo świeżej kolendry, to na plus :) Do taco podana salsa pomidorowa, ta sama co do chipsów, tak samo słona. No i jeśli chodzi o taco to wszystko, ogólnie nie urzekły nas jakoś specjalnie. Ale przynajmniej były odrobinę lepsze niż poprzednio i lepsze aniżeli talerz rozmaitości.
Tapas para dos to już w ogóle była „jazda bez trzymanki” :) Każdej pozycji na talerzu jest po dwie sztuki, więc spokojnie 2 osoby są w stanie się tym podzielić. Porcja dość duża. No i to wszystko z dobrych słów, jakie można na ten temat powiedzieć.
Teraz czara goryczy... Wszystko - począwszy od quesadilli, przez żeberka, empanadas, chilles a skończywszy na salsach- było średniej jakości. Stanowczo najsłabszym punktem były papryczki jalapeno chilles relleno. Po wyglądzie zewnętrznym oraz po ich przekrojeniu odnieśliśmy wrażenie, że trochę leżakowały w kuchni przed usmażeniem, a nawet można by pójść o krok dalej i pod wątpliwość poddać fakt ich nawet dwukrotnego smażenia na oleju z dużym przebiegiem, ale możemy się mylić. Panierka na jalapeno przypominała muł z morskiej plaży... serek w środku był gumowaty, a nie delikatny... niestety mega minus.
Średnio też było z mięsem ze szczypców kraba (muslitos) - strasznie twarde. To wszystko co można o nich powiedzieć.
Pieczone żeberka wieprzowe (Choco-Barbacoa Costillitas)? Też rozczarowanie, ciężko było oskubać z kości... a jak to przystało na dobrze zrobione żeberka, mięso powinno od nich samo odchodzić. Jedynie odrobinę bronił ich smak kakaowego BBQ.
Jedynie duży pozytyw, który zagościł na naszym talerzu to skrzydełka kurczaka (Alitas de Pollo). Trzeba przyznać, że były one dość przyzwoicie zrobione.
Dwa rodzaje quesadilli - wege i z kurczakiem... to jednak był najmocniejszy punkt przekąsek... ale powiedzcie sami, czy da się popsuć quesadille? Obie quesadille w miarę ok, ale bez fajerwerków.
No i warto jeszcze wspomnieć o empanadas z wieprzowiną (Puerco empanadas). Mięso w cieście suche, ciasto suche... ogólnie dobrze, że mieliśmy czym popić, bo się trochę nimi przytkaliśmy.
No i na koniec TADAMMMMMM! Gwiazda programu, sos z sera pleśniowego, jaki dostaliśmy w zestawie ze śmietaną i salsą pomidorową (zresztą tą samą co przy chipsach i tacosach). Przepraszamy za wyrażenie, ale ten sos jest straszny! Zastanawiamy się, jak wiele osób po raz drugi to zamawia i czy w ogóle? I tu nie chodzi o pasjonatów serów pleśniowych, sami bardzo je lubimy i ich specyficzny smak i zapach, ale w tym przypadku to jakaś masakra :D
Podsumowanie:
No i to wszystko z naszych wrażeń... ogólnie chcieliśmy pominąć temat El Pueblo, ale od wielu osób słyszeliśmy bardzo zróżnicowane opinie, od skrajnych po bardzo pochlebne, dlatego jednak dzielimy się i naszą opinią. Jak już pisaliśmy na wstępie, restaurację El Pueblo odwiedziliśmy dwukrotnie i odnieśliśmy wrażenie, że nic się tam nie zmieniło i „trzymają poziom” :D Po tym czego doświadczyliśmy, trzeci raz już raczej się nie skusimy. W Gdańsku jest jeden z 3 lokali. Drugi jest w Gdyni, a trzeci w Toruniu. Jesteśmy ciekawi czy w pozostałych jest podobny poziom? Może ktoś z Was będzie mógł się podzielić wrażeniami z pozostałych?