Robert Sowa i N31 restaurant&bar - kuchnia wysokich lotów
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Dziś recenzja niebanalnego miejsca, jakim jest restauracja N31 restaurant&bar na ul. Nowogrodzkiej 31, czyli w ścisłym centrum stolicy. Prowadzi ją Robert Sowa - osoba, która przyzwyczaiła nas do dobrego smaku. Potwierdza to nagroda dwóch czapek i rekomendacja, która znajduje się w przewodniku Gault&Millau na 2017 r. Trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Tym razem opisujemy nasze odczucia z wizyty w restauracji N31 z okazji Restaurant Week. W ramach tego wydarzenia nie jest serwowane menu standardowe, a przygotowane specjalnie na tę okazję. Niektóre dania jednak były z karty regularnej, takie jak choćby przystawki tatar, grillowany ser kozi, czy deser z chrupiącego ciasta francuskiego z kremem waniliowym, karmelizowaną gruszką i lodami z rokitnika. Restauracja N31 nie należy do najtańszych. Trzeba sobie jasno już na wstępie powiedzieć, że podczas jednej wizyty trochę funduszy niestety trzeba wyłożyć. Dlatego właśnie Restaurant Week jest świetną okazją na tego typu odwiedziny i poznanie smaków dość ekskluzywnych restauracji.
Właścicielem restauracji jest Robert Sowa, szefami kuchni są Grzegorz Birek i Robert Wojnarowski, a pastry chef (od słodkości) to Krzysztof Kopciński.
Zaczniemy od samego wnętrza? Pomimo czarno-szarej kolorystyki wnętrza, restauracja sprawia wrażenie bardzo przyjemnej, ciepłej, miłej, a zarazem bardzo nowoczesnej. Wszystko bardzo gustownie dopasowane z dbałością o najdrobniejszy szczegół.
Brakuje wody? Ciach... i masz już pełną szklankę...
Podobnie jest z obsługą, która ma bardzo dobry kontakt z każdym gościem. Kelnerzy na najwyższym poziomie, nienachalni, o co w wielu restauracjach bardzo trudno. Z prędkością światła dostrzegają nawet najdrobniejszy szczegół, jakim jest pusta szklanka, dolewają i znikają...
Co znaleźliśmy w menu?
Befsztyk tatarski z polędwicy wołowej ze słoniną z Podlasia i marynowanymi borowikami.
Danie, na które napalałem się rezerwując kolację. Z góry byłem przekonany, że może być świetne... i nie rozczarowałem się. Mięso naprawdę dobrej jakości, co było czuć w każdym kęsie, ale jednak to dodatki nadawały pełnie smaku. Plasterki słoniny + marynowane malutkie borowiki komponowały się wręcz obłędne. Zaskakująca była jednak inna rzecz... otóż jajko przepiórcze ugotowane na twardo, jakże inny sposób podania jak w klasycznym tatarze? Ale kto tu mówi, że ma być klasycznie? Gdyby tak było to tatar byłby zasypany toną cebuli, pieczarek i ogórków kiszonych :) A tak... otrzymaliśmy mega tatarka :)
Grillowany ser kozi z karmelizowanym buraczkiem i konfiturą z czarnej porzeczki z kardamonem
Druga przystawka, jaką w ten dzień mieliśmy okazję jeść, to grillowany ser kozi podany na chrupiącej grzance. Danie wegetariańskie. Świetne, drobno krojone, karmelizowane buraczki, z nutą słodyczy i genialna konfitura z porzeczki. Do tego karmelizowana figa. Tak właśnie powinny współgrać dodatki do grillowanego sera, muszą być z jednej strony słodkawe, z drugiej zaś muszą mieć odrobinę kwasku, dzięki porzeczkom. Należy jeszcze wspomnieć o kardamonie, który nadawał dodatkowego aromatu, ale nie był bardzo nachalny... aromat był bardzo delikatny, nie przyćmił dania.
Pieczony dorsz atlantycki z emulsją maślano-ziołową, prażonymi kaparami, puree truflowym i szpinakiem.
Po przystawkach czas na dania główne. Jedno to rybka, drugie to policzki. Zacznijmy więc od rybki. Tym razem to dorsz atlantycki smażony. Mięso bardzo kruche, delikatne z chrupiącą skórką, wręcz przepyszne. Emulsja maślano-ziołowa bezbłędnie pasująca do ryby. Dorsz podany na puree truflowym. Zapach trufli czuliśmy zanim przyniesiono nam danie do stołu :) Mega!
Wolno pieczone policzki wieprzowe z sosem Madera, kaszą pęczak z warzywami i marynowaną dynią.
Kolejnym daniem głównym, jakie wjechało na stół były policzki wieprzowe. Danie na pozór bardzo polskie, mięso duszone, sos, kasza, warzywa... ale w jak wybornym wydaniu :) Policzki niesamowicie miękkie, rozpływały się w ustach. Do tego sos Madera, który świetnie pasuje do większości mięs, tak było i w tym przypadku... nadał policzkom głębię smaku. Należy tu jeszcze wspomnieć o kaszy pęczak, która również rewelacyjnie sprawdza się z większością mięs.
Chrupiące ciasto francuskie z kremem waniliowym, karmelizowaną gruszką i lodami z rokitnika.
Na koniec nie sposób nie wspomnieć o deserze... wkomponowane w menu idealnie! Zaskakujące były lody z rokitnika podane na delikatnym, chrupiącym ciastku francuskim z kremem waniliowy. Ależ to cudownie się komponowało! A żeby tego było mało, to deser był jeszcze uzupełniony o karmelizowaną gruszkę! Bomba w czystej postaci! :)
Czekadełko...
... czyli to co powinniśmy opisać na samym początku i od czego powinniśmy zacząć. Ale tym razem będzie na końcu. Czekadełko, które nam zaserwowano w czasie oczekiwania na zamówienie, było rewelacyjne. Pyszny chlebek z masłem i ziołową posypką. Chlebki w dwóch rodzajach, trzeba przyznać że rewelacyjnie wypieczone, chrupiące... i to masło :) Brawo, brawo, brawo...
Podsumowanie:
Restauracja w naszej ocenie na 5. Menu, które mieliśmy okazję próbować było skomponowane okazjonalnie tylko na jeden tydzień. Nie było w nim żadnych słabych punktów, aż krzyczało żeby wrócić i spróbować dań z regularnej karty autorstwa Roberta Sowy. Restauracja stawia na polskie produkty z międzynarodowym akcentem i takowe były widoczne w każdym daniu. Zapewne tego nie odpuścimy i prędzej czy później tam wrócimy :) Szczególnie kuszą nas pikantne krewetki z chorizo, pomidorami i kolendrą (49 zł), wolno pieczona cielęcina z sosem cebulowym, portobello, kluseczkami ziołowymi i pieczonym buraczkiem (79 zł). Jak widać restauracja nie jest tania, o czym już wspominaliśmy, ale jeśli zależy nam na jakimś romantycznym lub biznesowym spotkaniu to zapewne atmosfera i smak wynagrodzą poniesioną cenę.