Restauracja Dwie Trzecie w Warszawie - ponowna wizyta i opinia
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
To już kolejna nasza wizyta w restauracji Dwie Trzecie mediterranean fusion. Poprzednim razem nasze kubki smakowe zostały bardzo połechtane, dlatego z chęcią odwiedziliśmy restaurację ponownie. To jest właśnie miejsce tego typu, do którego można wracać i wracać. Za każdym razem można doświadczyć czegoś nowego i czegoś zaskakującego. Nasz „kolejny raz” był spowodowany wprowadzeniem nowego menu sezonowego – smaki jesieni. przygotowanego pod przewodnictwem dwóch szefów kuchni Marka Kropielnickiego i Piotra Muśnickiego. Pomimo że jesień już za nami, cały czas można go skosztować. Główny nacisk w menu jesiennym to nasze polskie, rodzime produkty z elementami kuchni fusion (włoskiej, hiszpańskiej, francuskiej itd.) :) Co tym razem można zjeść w Dwie Trzecie? W ten dzień mieliśmy na talerzach sarninę, bażanta, dynię, koźlęcinę, czerwoną kapustę i śliwkę – wszystko w obłędnych wydaniach. Sami widzicie, że menu dość mocno urozmaicone.
Może tym razem nie będziemy się już koncentrować na wystroju i obsłudze, ponieważ to akurat bez zmian, wysoki poziom, o czym zresztą pisaliśmy już w artykule Restauracja Dwie Trzecie mediterranean fusion - coś więcej niż smak. Bardziej skoncentrujemy się na tym, co nam zaserwowano. Na początek dostaliśmy tatara z sarniny z ikrą z jajek ślimaka. Świetny pomysł i kompozycja smakowa. Żeby tatar miał bardziej polski akcent, to oczywiście nie mogło w nim zabraknąć przepiórczego jajka i polskiego ogórka :) Ale żeby urozmaicić i uatrakcyjnić wygląd „ogórka”, zastosowano techniki kuchni molekularnej. Otóż z wody z ogórków zrobiono kuleczki przypominające ikrę. Całość skropiona olejem lubczykowym. Rewelacja! Całe danie na wielki plus! Dodatkowo danie podane na desce położonej ma mchu, z którego wydobywał się dym przypominający poranną mgłę :) Już przy pierwszym daniu można śmiało powiedzieć, że bomba!
Kolejne danie to krem z dyni podany z genialną grzanką :) Krem bardzo aksamitny i bardzo dyniowy. Przy tym daniu warto wspomnieć, że ponownie został użyty bardzo polski i bardzo jesienny produkt, co bardzo nas cieszy :)
Następnie na stole pojawiło się consomme z bażanta – czyli nic innego jak bulion. Dla mniej wtajemniczonych coś a la nasz rosół tylko nie z kury, a z bażanta. Do tego pieczone warzywa korzeniowe. Wydawałoby się, że danie bardzo proste, ale za to bardzo złożone i bogate w smaki. Polecamy.
Kolejne danie to już poezja smaków i arcydzieło sztuki podania :) Otóż moi mili państwo na stół podano koźlęcinę. Ale nie byle jaką koźlęcinę, bo sous vide 48h :) Co to oznacza? A oznacza to, że była duszona w niskiej temperaturze właśnie przez 2 doby. I jest to bardzo odczuwalne w smaku. Miękka i bardzo soczysta, wręcz rozpływająca się w ustach. Jakby było mało, to mięso podane było na musie z czerwonej kapusty w towarzystwie soczewicy bieługi, puree z pieczonej dyni i chutneya śliwkowego. Danie obłędne!
Na koniec nie mogło oczywiście zabraknąć deseru. Tym razem mieliśmy okazję przypieczętować kolację śliwką w czekoladzie. Podobnie jak i w poprzednich daniach, sposób podania jak i wygląd powalający z nóg. Deser pod każdym względem dopracowany.
Podsumowując:
Jak można zauważyć, poza standardowym menu oprócz różnych mięs, w karcie można również znaleźć bardzo ciekawe pozycje z mocnym, naszym polskim akcentem. Z pewnością bogactwo smaków serwowane przez szefów kuchni zaciekawi i sprosta najbardziej wymagającym podniebieniom. Niestety trzeba się liczyć z nieco wyższymi cenami, jakość kosztuje. Przykładowo koźlęcina kosztuje 68 zł, niewiele lepiej cenowo wychodzi tatar z sarniny, bo 58 zł. No ale cóż, jeśli chcemy naprawdę dobrze zjeść, to musimy liczyć się z poniesieniem wyższych kosztów, ale warto! To co jeszcze zauważyliśmy, to że mimo wysokich cen, restauracja nie boryka się z małą liczbą klienteli, wręcz przeciwnie, jest mocno oblegana – a to o czymś świadczy. Dodatkowo profesjonalna obsługa i rewelacyjny wystrój. Można czuć się bardzo komfortowo. Tak trzymać! :)