Nasze wrażenia z 7 Street Bar & Grill w Warszawie
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
"Odświeżanie" menu w restauracji to rzecz naturalna. Co jakiś czas restauracje wprowadzają do swojego menu nowe pozycje a inne usuwają. Niekiedy są to pomysły i decyzje bardzo odważne i trafione, a niekiedy chybione :/ W wielu restauracjach nowe menu jest wynikiem sezonowości produktów, w innych to po prostu chęć wprowadzenia czegoś nowego i ściągnięcia nowych klientów. Tak też było z siecią restauracji 7 Street Bar & Grill, do której dostaliśmy zaproszenie na degustację nowego menu ukierunkowanego na kuchnię TEX-MEX. Do tej pory restauracja serwowała głównie dania kuchni amerykańskiej z bardzo małymi akcentami kuchni tex-mex.
Tym razem 7 Street postanowił sięgnąć po bardziej „meksykańskie" smaki, jakże bliskie naszym podniebieniom. Na degustację poszliśmy dodatkowo zachęceni spotem reklamowym prezentującym smaki, jakie zostały dołączone do nowej karty menu.
Nie da się ukryć, że jeśli chodzi o obsługę to w ten dzień, w lokalu w Warszawie na Świętokrzyskiej trafiliśmy na bardzo miłą i sympatyczną obsługę. Mieliśmy natomiast okazję trafić do lokalu w Olkuszu, gdzie obsługa nie była już taka miła:/ W ostatnim czasie nas tam nie było, więc może się poprawiło i zmieniło. Mamy przynajmniej taką nadzieję. Ale wróćmy do lokalu w Warszawie.
Pierwsze wrażenie - wnętrze
Pierwsze wrażenie po przekroczeniu progu dość dobre, przynajmniej to wizualne. Wystrój bardzo ładny, bardzo nawiązujący stylistyką do lokali amerykańskich. Nie da się nie odczuć gdzie się znajdujemy... Trochę gorzej z powonieniem... bardzo, ale to bardzo czuć zapachy oleju i tłuszczu wydobywających się z kuchni, przynajmniej na parterze. Do tego stopnia, że siedząc przez pół godziny w lokalu trzeba niestety prać ubrania... wszystko przechodzi niezbyt miłymi zapachami, szczególnie na parterze :( Szkoda, ponieważ w lokalu można byłoby naprawdę fajnie i dłużej spędzić czas. Jeśli chcecie uniknąć przykrych zapachów, wybierzcie stoliki na piętrze lub pod parasolami na zewnątrz lokalu, bardzo sympatyczne miejsce.
Degustacja...
Na degustację mieliśmy przeznaczone 120 zł i w tej kwocie postanowiliśmy się zamknąć, zamawiając jedynie dania kuchni tex-mex. Po przeanalizowaniu menu, zamówiliśmy pozycje takie jak: burrito z wołowiną (Burrito con carne), tacos z krewetkami (Tacos con gambas), quesadilla z kurczakiem (Quesadillas con pollo), a na deser American Brownie z lodami i wisienkami i Orange Spice. Te wszystkie rzeczy dały prawie równą kwotę 120 zł.
Na stół „wjeżdżały" nam dania bardzo duże i ładnie wyglądające... Na pierwszy rzut oka wszystko OK, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się, niestety kilka niedociągnięć. Czego nam bardzo brakowało we wszystkich daniach? Najbardziej kolendry, nie było jej wcale - zamiast tego dania tonęły w liściach roszponki – TAK ROSZPONKI! Z jakiej racji roszponka? Co autor miał na myśli? :) Nie udało nam się tego rozszyfrować :)
No ale pomijając roszponkę i dokopując się przez nią do dania właściwego, na pierwszy ogień poszła quesadilla z pszennej tortilli z kurczakiem wzorowanym na smaki meksykańskie. Sama quesadilla nawet OK, ale niestety nie udało nam się poczuć smaku kolendry. Jedno zastrzeżenie do quesadilli to takie, że jest jakaś taka wodnista. Konsystencja sprawia, że wszystko się wręcz z niej wylewa i bez chusteczek higienicznych nie ma możliwości zjeść :)
Po quesadilli zabraliśmy się za tacos z krewetkami. I tu znów tacos'y przykryte były wręcz krzakami z roszponki. Roszponka na bok i bierzemy się za próbowanie krewetek – te które dostalismy były OK, smaczne i dość dobrze przyrządzone, nie były gumowate, można się pokusić o stwierdzenie, że nawet lepsze niż w niektórych restauracjach specjalizujących się w serwowaniu dań kuchni śródziemnomorskiej, a to przecież sieć typu casual dinning :)
Tu miłe zaskoczenie jak na lokal tego typu. Na uwagę również zasługuje fakt, że tacos przygotowane są z tortilli kukurydzianej - wersja chrupiąca, niestety różniły się od tych na zdjęciu w menu... w menu są w 3 kolorach, tradycyjne (żółte), niebieskie i czerwone, nam się dostało jedynie w kolorze tradycyjnym. To akurat na smak nie wpływa, smakują identycznie, ale byłoby dobrze, żeby zgadzało się z tym co jest prezentowane w karcie. Trochę brakowało nam miękkich tacos kukurydzianych, ale tego się nie czepiamy :) To już nas wymysł, ponieważ jesteśmy tacożercami :)
Jedząc tacos, w pewnym momencie odnosiliśmy wrażenie, że coś już przed chwilą jedliśmy, otóż wiemy co... wypełnienie w postaci niby sosu z pomidorami, czerwoną fasolą i kukurydzą – było identyczne w smaku jak w quesadilli. Jedząc te dwie rzeczy, czuje się, że jest przygotowane tylko jedno wypełnienie, tylko do każdej potrawy zamiennie stosuje się albo kurczaka, albo wołowinę, albo krewetki itd... ten sam smak napotykaliśmy przy wszystkich daniach, które mieliśmy okazję degustować. Nie jest to problemem jeśli zamawia się jedno danie, wtedy wszystko pasuje, natomiast w przypadku zamówienia kilku potraw razem, można odczuć, że je się bardzo podobne rzeczy.
Kolejnym daniem, za które się zabraliśmy to burrito chili con carne – danie nie było złe, przynajmniej duża porcja, spokojnie można się tym najeść – ale i tu brakowało nam kolendry, wielka szkoda :( No i wypełnienie... trochę papkowate, ale zjadliwe.
Kolendra... kolendra... kolendra...
W końcu udało nam się znaleźć naszą ukochaną kolendrę... trochę w śladowych ilościach, ale udało się wygrzebać... było to w salsie pomidorowej :) Bardzo znikoma, ale była.
I tu warto wspomnieć o salsach dodawanych do dań, z tego co nam podawano, to do każdej pozycji menu jest podawany ten sam zestaw sals: pomidorowa, guacamole i śmietana. Jako dodatek nie jest złe, ale jeśli już próbować każdej z osobna, to w smaku takie sobie, w szczególności guacamole... niestety bez smaku, bez kolendry, bez cebuli? Sprawiało wrażenie jakby było przygotowane o wiele wcześniej niż podane. Ale z powodzeniem można używać ich jako dodatek, na pewno uzupełnią smak potraw.
Deser
Na deser zamówiliśmy sobie wspomniane już wcześniej Orange Spice i American Brownie. Ten pierwszy deser - to sorbet cytrynowy, sok pomarańczowy z domieszką soku z grenadyny i gałką lodów waniliowych w szklance wypełnionej kruszonym lodem. Jeśli lubicie baaaaaaardzo słodkie rzeczy, to Wam posmakuje. Nas zbytnio zasłodziło mimo cytrynowego sorbetu, który nadaje kwaskowatości. Słodki sok pomarańczowy, słodkie loty waniliowe i bardzo słodki syrop z grenadyny to jednak dla nas zbyt dużo cukru :)
Drugi deser to American brownie, czyli klasyka amerykańskich klasyk. Duży kawałek podany z gałką lodów, sosem czekoladowym i wiśniami. Nie było to najlepsze brownie jakie jedliśmy, ale nie był to zły deser, trochę nas tylko „zakitował". Jak ogólnie oceniamy desery? Nie było źle, choć możnaby trochę poprawić.
Podsumowując
Ciągle będziemy drążyć temat kolendry, ponieważ jej zwyczajnie nie ma, a to przecież kuchnia TEX-MEX! W zamian roszponka, która ni cholery nie pasuje, nie jest w żaden sposób nawet podobna ani w wyglądzie ani w smaku... może jedynie kolor podobny – bardziej podobna byłaby pietruszka :D Jeśli chodzi o smak to nie jest to najwyższa półka, jedno z wielu miejsc przez niektórych może traktowanych jak fastfoodowych jakich w Warszawie wiele, choć i nie tylko w Warszawie. 7 Street Grill & Bar to nie fastfood, to z całą pewnością restauracja typu casual dinnig, a co za tym idzie miejsce do luźnych spotkań i w tym przypadku można to na kazdym kroku odczuć. Szkoda tylko, że brakuje im tego "czegoś" fajnego czym 7 Street mógłby się wyróżnić na kulinarnej mapie Warszawy. Duży plus za porcje jakie są podawane, są naprawdę duże i można się tym najeść. Dla ludzi, którzy nie znają smaków TEX-MEX lub meksykańskich na pewno będzie to nowe doświadczenie smakowe, spróbują czegoś nowego i wielu osobom może ten smak podpasować, nam jednak do końca czegoś brakowało, i nie mówimy to o kolendrze – zwyczajnie czuliśmy się jakbyśmy jedli wszystko na jedno kopyto, bez urozmaicenia smakowego. Dodatek różnego mięsa nie wystarczy, pisząc w menu, że z kurczakiem, czy wołowiną, czy z krewetkami... to te rzeczy powinny być dominujące, powinny być trzonem, do którego dodaje się poszczególne rzeczy, w tym przypadku jednak to ginęło w smakach „wypełniaczy" i czy to quesadilla, czy tacos... praktycznie smakowało podobnie, właśnie przez „dodatki". Może warto sięgnąć poprzyprawy takie jak kumin rzymski czy mieloną kolendrę - nie wyczuliśmy ich, a one na pewno podkreśliłyby smak potraw. Jak już wspomnieliśmy na plus jest wielkość dań w stosunku do ceny. Zamawiając jedno danie można się porządnie najeść i na pewno nie wyjdziecie głodni. Kolejny plus to szybkość podania dań, dostaliśmy wszystko na raz po 20 minutach od zamówienia, to nawet nieźle. Co jeszcze? Na duży, ale to bardzo duży plus zasługuje tabela kaloryczna podawanych w 7 Street dań, która znajduje się na każdym stole.
Co dokładnie jedliśmy i w jakich cenach?
- Tacos con gambas – 42,98 zł
- Burrito con carne – 26,98 zł
- Quesadillas con pollo – 23, 98 zł
- American Brownie – 11,98 zł
- Orange Spice – 9,98 zł