Tacamole Mexican Grill w Warszawie - recenzja
- Blog
- Posted by: Łukasz Sawa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
Na początku kwietnia ruszyła w Warszawie nowa restauracja serwująca meksykańską kuchnię. No jak obok takiego wydarzenia można przejść obok? Nie my i nie tym razem. Byliśmy w pierwszy dzień otwarcia. I jakie wrażenia? Jaka nasza opinia z Tacamole - Mexican Grill? Nooo... pojęcie restauracja jest może trochę na wyrost, ale miejsce gdzie można popróbować szybkiej kuchni, bardziej fastfoodowej - jak na tego typu lokale bardzo smacznej. Dlaczego jeszcze nie można tego określić, jako restauracja? Ponieważ mieści się w galerii handlowej Blue City, a to bardziej typu szybko zjeść i dalej na zakupy. Co można tam spróbować? Na pewno burrito, tacos, quesadillas – czyli wszystko to co najszybsze i najprostsze do przygotowania... no i najbardziej znane :)
Nam udało się spróbować burrito w dwóch wersjach, tacosy i quesadillas. Musimy przyznać, że bardzo się zaskoczyliśmy smakiem. Niestety trochę się również i rozczarowaliśmy, ponieważ nie było tortilli kukurydzianych tylko pszenne. Szkoda, ale to tylko mały minusik :)
WYSTRÓJ
Na temat wystroju raczej nie ma się, co rozpisywać. Jak przystało na galerię handlową, to lada grzewcza, choć bardzo ładnie wyglądająca. Przeszklona, przez co można stale obserwować proces przygotowywania jedzenia.
Można również dość mocno wpływać na to, co nam się podaje i w jaki sposób.
Przejdźmy do tego, co jedliśmy...
Jak już wspomnieliśmy jedliśmy tacosy, burrito w tortilli, burrito w misce (opcja bez tortilli) i quesadillas.
TACOS
W zamówieniu standardowo dostajemy 2 tacosy z różnymi mięsami do wyboru – szarpany kurczak, szarpana wołowina lub wieprzowina. Mieliśmy okazję próbować z każdym mięsem.
Jako, że jesteśmy Ale Meksyk, musimy mieć już jakieś „ale"... tym razem każde z mięs było bardzo wodniste... do tego stopnia, że wszystko nam się wylewało z tortilli podczas jedzenia. Przy podniesieniu bardzo wszystko kapało. No do czegoś trzeba się przyczepić :), choć taka wilgotność też ma coś w sobie... mięso jest baaaaaaardzo soczyste, z naciskiem na „bardzo". Niestety jeszcze jedno zastrzeżenie, tacosy jak i zawartość była nieco chłodna :( ale bierzemy pod uwagę pierwszy dzień, rozruch i mamy nadzieje, że to się poprawi i będzie można jeść na ciepło.
Wielki plus to guacamole, jakie jest serwowane... no w tym przypadku niebo w gębie. Przepyszne i czuć, że robione w miarę potrzeb. Aż epatuje świeżością awokado, aromatem szatkowanej kolendry i kwaskowatością limonki – Tak trzymać!
Fajnie, że można sobie wybrać też przeróżne salsy, od łagodnej przez pikantną do ostrej... choć ta ostra dla nas mało ostra... tak może być tez dla niektórych osób lubujących się w ognistych dodatkach. Jako, że nie było aż tak ostre, dostaliśmy do wzmocnienia plasterki papryczki habanero... znacznie poprawiło smak i dodało tacos'om kopniaka :) przydało się, bo jak wspomnieliśmy były niestety zimne.
Jeszcze jeden plus to sposób pakowanie. Tacosy dostajemy w bardzo ładnie wyglądających pudełeczkach, choć przykryte sałatą..., przez którą musieliśmy się dokopać do „sedna smaku".
BURRITO W TORTILLI
Jeśli chodzi o burrito to podobnie jak z tacosami, było zimne... niestety. Choć widzieliśmy jak na naszych oczach tortille były podgrzewane, a potem jeszcze zapiekane... hmmm.... Tu nie wiemy, w czym problem, może kwestia płyt grzewczych i wspomnianego już pierwszego dnia istnienia Tacamole? Mamy nadzieję, że na chwilę obecną jest już lepiej :) Zapewne będziemy jeszcze kiedyś mieli okazję podskoczyć i spróbować, tym bardziej, że do tej galerii handlowej jest nam po drodze.
Co do Burrito to trzeba przyznać, że było bardzo sycące i dobre. O dziwo te dwie rzeczy szły w parze, co w niektórych lokalach jest nieosiągalne. Czasem można się spotkać z postrzeganiem smacznego jedzenia w rozumieniu „opchać się jak świnia".... W Tacamole można zjeść ze smakiem. Jak chcecie to jest jeszcze opcja burrito bez tortilli... we wspomnianej już misce.
BURRITO W MISCE
Podobnie jak przy burrito w tortilli, dostajemy danie... zimne. Żaden element potrawy nie był ciepły. Danie podawane jest w plastikowym naczyniu (zrozumiałe – to fastfood. Ale naczynie bardzo ładne i estetyczne). Wada? Nie trzyma ciepła - chociaż to nie jest największy problem, Największym problemem jest to, że już wkładane jest zimne.
W kolejności serwowany jest ryż – zimny, mięso – zimne, fasola – zimna (plus za to, że obsługa pyta czy z czarną czy czerwoną fasolą) no i na to wszystko salsy... z założenia już zimne. Szkoda, bo danie w smaku naprawdę bardzo smaczne, a szarpana wołowina rewelacyjna... tylko, dlaczego na zimno?
QUESADILLA
Bardzo fajna i chrupiąca. Nie jest ona dużych rozmiarów, ale za to zjemy ze smakiem. Nasza była z kurczakiem i serem. Szkoda, że podawana jest tylko z dwoma składnikami, nie ma w nich ani cebulki, ani kolendry, za to jest dobrze przypieczona pszenna tortilla. Za to można sobie wybrać, z jakim chcemy mięsem.
Z żalem trzeba nadmienić, że podawany do quesadilla sos jest po prostu najzwyklejszym niezbyt dobrej jakości ketchupem, – dlaczego nie ma salsy pomidorowej? Bardzo dużo przez to traci.
PODSUMOWUJĄC
Bardziej fast food niż restauracja, ale bardzo dobry fast food. Niestety wszystko, co było podawane miało temperaturę bardziej chłodną niż ciepłą, ale może to ze względu na początki. A ceny? Kwotowo też nie wychodzi drogo, dość przystępnie na kieszeń zwykłego zjadacza „tortilli". Idąc do Tacamole warto poprosić żeby przed włożeniem do tortilli, najpierw mięso odsączono i dopiero położono na placek. Jeśli chcecie zjeść ostrzej niż ostro... bierzcie tę o najwyższym stopniu pikantności i poproście jeszcze o pokrojone habanero lub „salsę spod lady" – mają taką :)
Niestety pomiędzy plusy wkradł się również i minus... brak tortilli kukurydzianych. Może warto o tym pomyśleć?
Ogólnie mówiąc Tacamole - Mexican Grill jest fajną alternatywą dla wielu warszawskich lokali serwujących meksykański fast food. Mają bardzo świeże produkty, przynajmniej było tak podczas naszej wizyty i mamy nadzieję, że to się nie zmieni. I co nas dodatkowo ucieszyło? Bardzo dobre guacamole :) To, co nas nie ucieszyło? Brak świeżej kolendry... niestety ani w burrito, ani w quesdadillas, ani w tacos nie znaleźliśmy kolendry, a jeśli już to bardzo śladowe ilości.